2011-12-05

Moje pierwsze. Marchewkowe:D

Nie mogę się powstrzymać. Po prostu muszę się pochwalić!:)
Gotowania się nie boję. Ale pieczenie ciast to coś przed czym czuję respekt. No bo miesza się toto, wyrabia, wstawia do pieca i nic nie można już poradzić. Nic się nie doda, nic nie ujmie. Tylko się czeka i albo wyjdzie albo nie. Ciasta do wczoraj mi się nie zdarzyło zrobić.
Stres był wielki. Tymon się wmieszał. Dosłownie. A najbardziej jego nogi, które całe były w mące.
Ciasto wyszło. Polewa nie wyszła;) Oczywiście najlepszą recenzją jest to że Tymon dziś wsunął spory kawałek. Przy okazji przekonał się (mam nadzieję na stałe;) że orzechy i rodzynki są jadalne;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz