2013-09-22

Co było a co jest.

Jest jesień, jest katar, kaszel, deszcz, chmury.
Było pięknie, gorąco, rodzinnie - ostatnie dni lata na fotkach. Jak to latem czasu brakowało na porządne wpisy. Było intensywnie, rodzinnie, smacznie.











...Jesienią zawsze nadrabiamy :)



2013-09-07

Norwegia

Norwegia zrobiła na nas mocne wrażenie. Jeszcze zanim wylądowaliśmy. A później było jeszcze mocniej.
Już z okien samolotu podziwialiśmy wyrzeźbiony przez lód krajobraz. Fiordy, doliny, jeziorka, wysepki. I ogromne połacie skalne pokryte bruzdami wyrytymi przez przesuwający się lód.
Po przybyciu do Bergen ruszyliśmy w stronę "naszego" fiordu. Niestety zamknięty z powodu wypadku tunel spowodował zamieszanie w rozkładach jazdy autobusów i dojechaliśmy "prawie" na miejsce. Plan był taki żeby fiord zaatakować "z góry". Mieliśmy ambitny plan żeby pozostały odcinek przejść górami, być może zahaczyć o pobliski lodowiec i dotrzeć na miejsce.
W Norwegii namiot można postawić prawie wszędzie. Ponieważ  było już ciemno a jedynym płaskim miejscem w okolicy był punkt widokowy nasze namioty stanęły właśnie tam.
Mimo mglistego poranka widok i tak robił wrażenie. Doliny są tu po przeogromne. Z pionowych ścian woda spada w przepaść mnóstwem przeróżnej wielkości wodospadów. Woda szemrze w małych strużkach, szumi w strumieniach i huczy spadając większymi wodospadami. Widać ją i słychać wszędzie dookoła. Nie ma problemu z wodą do gotowania - jest krystalicznie czysta. Zaliczyliśmy więc poranne zupki chińskie, zwinęliśmy manatki i obładowani plecakami ruszyliśmy na szlak.
Niestety zaczęło padać. I jak zaczęło to już nie bardzo chciało przestać. Niewzruszeni, bo wyposażeni w goretexy i inne super-hiper sprzęty szliśmy dalej. Patrycja pruła dzielnie na czele stawki. Byliśmy przygotowani na to że się zmęczymy, spocimy, pobrudzimy i zmoczymy. Okazało się że nie byliśmy przygotowani na nieprzygotowany szlak. Odcinek wyposażony w łańcuchy szybko się skończył. Idąc przez las, musieliśmy w pewnym momencie szukać szlaku, bo ginął zupełnie w chaszczach i wśród mokrej trawy. Ale najtrudniejsze było przed nami. To co rano podziwialiśmy - strumienie i wodospady. Naszą drogę przecinało kilka. Nie były specjalnie rwące ani szerokie. Ale były potwornie śliskie. Pierwszy raz będąc w górach czułem że nie mogę sobie pozwolić na utratę równowagi. Skały, mokre od deszczu i pokryte cieniutką warstwą piekielnie śliskich glonów, nie dawały oparcia. Pokonaliśmy chyba ze trzy takie miejsca asekurując się jak tylko się dało. Ale kiedy z za zakrętu wyłonił się kolejny wodospad, którego nurtem na domiar złego musielibyśmy się wspiąć kilka metrów, spasowaliśmy. To był koniec naszej wycieczki. Przeszliśmy raptem 5km. I teraz musieliśmy te 5km wrócić. Zmęczeni i już nie w takich dobrych nastrojach (chociaż wisielczy humor nie opuścił nas nawet na chwilę) musieliśmy jeszcze raz przejść niebezpieczne miejsca, których mieliśmy już nadzieję nie oglądać. Tyle że teraz wody było jeszcze więcej. Czasami trzeba było iść na czworaka. Byliśmy i tak zupełnie przemoczeni przez deszcz, więc czołganie się w strumieniu nie robiło na nas wrażenia. Daliśmy radę.
Cofnęliśmy się prawie do punktu wyjścia. Mieliśmy niesamowite szczęście że wyruszając mijaliśmy opuszczoną szopo-stodoło-oborę. To był nasz ratunek. Mogliśmy się schronić przed deszczem i przebrać w suche ubrania.
Tylko co dalej?
Okazało się że w jednym z pomieszczeń było na tyle dużo miejsca że rozbiliśmy namioty pod dachem. I spędziliśmy w naszej szopie trzy dni:)
I było świetnie. Humor nas nie opuszczał - w końcu byliśmy w "oborowym towarzystwie";). Podeschliśmy, łaziliśmy po okolicy kiedy pogoda na to pozwalała, podziwialiśmy krajobrazy. Jedliśmy maliny, jagody i poziomki - trzeba było uzupełniać brakujące w daniach instant witaminy;)
Mimo mrożących krew w żyłach przygód na szlaku, mamy mocne postanowienie żeby do Norwegii wrócić bo tylko jej liznęliśmy. Może z mniej ambitnym planem, za to z lepszym sprzętem i koniecznie sprawdzimy prognozę przed samym wylotem;)
My jej jeszcze, tej Norwegii pokażemy!;)
Walka na szlaku
Tam nam się udało nie spaść;)
Nasza kochana szopa.
Suszarnia & lounge
Sypialnia








To naprawdę nie była Cola
Ekipa - na początku wyprawy...
...i na końcu.