Zanim pojawił się na świecie Tymcio uwielbiałam jesień... Podkocowe popołudnia, grzane winko/piwko, czekolada wszelkiej maści...och, od wspomnień chociaż się przyjemniej w duszy robi :) Obecnie popołudnia zazwyczaj spędzamy odliczając czas do kąpieli, na spacery za zimno i jakoś tak grypowo, place zabaw "pod daszkiem" (markety, sale zabaw) poznane od każdej strony, książeczki wydają się nudnawe, klocki opatrzone. Jedyne co Tymona rozbawia jest totalna głupawka w naszym wykonaniu albo "babą" (czyt. bajki).
Głupkujemy więc ile w naszej mocy :D
Niestety chłopaki potruli się jakimś jedzeniem-bliżej nieokreślonym (bo ja jestem zdrowa), winne wydają się więc niedzielnoporanne parówki, które ja sobie odpuściłam. Skutek jest taki: Krzych na zwolnieniu przemieszcza się między toaletą a łóżkiem, Tymcio wypełnia pieluszki aż po-za brzegi i zmienia garderobę częściej niż ja...
Zdjęć kilka z dni ostatnich, obecnie klimat nie sprzyja cykaniu...
może tu mnie Tymek nie znajdzie :)
Co by tu zrobić, żeby jesień stała się znośniejsza?