Niewiele jednak Tymeczka widać:( Już piszę dlaczego. Niestety z Wakacji na Mazurach mały przywiózł grzybicę na główce! Złapał ją od jakiegoś zwierzaka i niestety musimy z nią walczyć! Udało nam się uniknąć szpitala-póki co, ale w zamian mamy łysego i różowo-głowego malucha.Codziennie nakładamy nową warstwę amarantowego specyfiku-lekarstwa, dzięki temu Tymeczek ma powstrzymać rozwój grzybka a potem czekają nas kolejne kroki w leczeniu! Podobno nie jest to zaraźliwe w zwykłam kontakcie, ale jeśli ktoś planuje go wydotykać i wymiziać po główce to ostrzegam!!!
Na szczęście, pomimo nieprzyjemnego swędzenia Tymon stawia czoło bardzo dzielnie temu paskudztwu i rozwija się zupełnie normalnie:) Nic chyba nie jest w stanie go powstrzymać przed przemierzaniem kolejnych kilometrów-a na pewno nie taki gribek:)